Ks. Szynkowski

Tomasz Rembalski

DOBRY DUSZPASTERZ Z POGRANICZA
O życiu i dziełach ks. Franciszka Szynkowskiego (1879-1945)

W czwartek 10 marca 2005 r. minęła 60. rocznica tragicznej śmierci proboszcza niezabyszewskiego i dziekana lęborskiego ks. Franciszka Szynkowskiego. Z tej okazji w kościele parafialnym św. Mikołaja w Niezabyszewie odbyła się uroczysta msza św., podczas której w przedsionku kościoła odsłonięto tablicę pamiątkową, poświęconą temu kapłanowi. Ks. Szynkowski był jedną z wielu niewinnych ofiar „wyzwolenia” w 1945 r. Jego postać już od dawna była przedmiotem zainteresowania publicystów, biografów i historyków, lecz opinie o nim nie zawsze wydawały się być sprawiedliwe, gdyż nacisk w dotychczasowych publikacjach kładziono wyłącznie na jego stosunek do „sprawy polskiej” w czasach niemieckiej państwowości. Poniższy artykuł jest próbą nowego spojrzenia na życie i dzieła tego kapłana.

Młodość
Franciszek Szynkowski urodził się 29.08.1879 r. w Grudziądzu, w polsko-niemieckiej rodzinie krawca Ludwika i Marii z d. Laskowskiej. Jak głosi rodzinna tradycja jego dziadek był hydraulikiem. Niewiele wiadomo na temat jego młodości. Wychowywał się z jedyną i młodszą o 5 lat siostrą Jadwigą. Gimnazjum ukończył w rodzinnym mieście w 1900 r. i w tym też roku podjął studia w Seminarium Duchownym w Pelplinie. Święcenia kapłańskie otrzymał 13.03.1904 r. 
Pierwszą placówką duszpasterską ks. Franciszka był kościół św. Brygidy w Gdańsku, gdzie pełnił funkcję drugiego wikarego. Z zachowanego brulionu z notatkami wynika, iż w tym czasie głosił on homilie w języku niemieckim, ale wśród wielu tekstów niemieckich i łacińskich znalazło się też jedno polskie kazanie („O modlitwie Pańskiej”), które wygłosił 14.08.1904 r. w kościele św. Mikołaja w Gdańsku. W następnym roku przeniesiono go do Roggenhausen (miejscowość niezidentyfikowana). W sierpniu 1907 r. z Koczały przeszedł do Nowego Portu, a po miesiącu był już w Giemlicach k. Gdańska, by w listopadzie wrócić do Nowego Portu. W tej gdańskiej dzielnicy doczekał się kanonicznego istytuowania na probostwo w Niezabyszewie w dniu 9.05.1910 r.
Parafia w Niezabyszewie
Parafia św. Mikołaja w Niezabyszewie, którą objął ks. Szynkowski, należała do jednej z najstarszych na ziemi bytowskiej. Jej założenie datuje się na koniec XIV w. Od XVII w. parafia w Niezabyszewie była zarządzana przez kolejnych prepozytów bytowskich, którzy z nielicznymi wyjątkami stale zamieszkiwali w plebani niezabyszewskiej. Podział na dwie osobne parafie, zarządzane przez swoich proboszczów nastąpił dopiero w 1884 r. Pierwszym samodzielnym proboszczem w Niezabyszewie został ks. Maksymilian Korwin-Wierzbicki (1828-1900). Jego następcą w randze administratora został ks. Józef Wojciechowski (1873-1905), który nie uzyskawszy zgody władz państwowych na probostwo odszedł z Niezabyszewa. W 1901 r. proboszczem został ks. Alojzy Klink (1870-1937), który w 1908 r. opuścił Niezabyszewo, przenosząc się do Skarszew. W latach 1908-1910 kolejnym administratorem parafii był ks. Leon Połomski (1875-1940), który podobnie jak Wojciechowski, nie uzyskał zgody władz pruskich na probostwo. Jak mówi przekaz, przyczyną usunięcia ks. Połomskiego były czynione przez niego plany zbudowania szkoły katolickiej w Niezabyszewie. W ten sposób w maju 1910 r., trzecim od 1884 r., proboszczem w Niezabyszewie został ks. Franciszek Szynkowski. 
Sama wieś, jak i parafia niezabyszewska należały do terenów pogranicza, zamieszkałego przez Polaków (Kaszubów) i Niemców, przy czym ci ostatni dominowali tu liczebnie i ekonomicznie od wielu wieków. Nie był więc to łatwy teren do pracy duszpasterskiej, tym bardziej, iż ks. Szynkowskiemu przyszło pracować w okresie największych konfliktów narodowościowych. 
Początki pracy i pierwsze inwestycje
Uroczysta indukcja, czyli wprowadzenie ks. F. Szynkowskiego do kościoła nastąpiła 13.05.1910 r. W tym też dniu nowy proboszcz ochrzcił pierwsze dziecko, którym był Max Franciszek Rudnik z Niezabyszewa. Pierwszy pogrzeb rocznego dziecka, Franciszka Piotra Prądzyńskiego odprawił w Rekowie 23 maja, a pierwszego ślubu udzielił 3 października Leonowi Rudnikowi i Paulinie Schock z Rekowa. 
Ówczesna parafia niezabyszewska była o wiele większa od dzisiejszej, gdyż obejmowała: Niezabyszewo, Rekowo, Sierżno, Płotowo Duże i Małe, Dąbrówkę Bytowską i Chotkowo. Z tych wsi ks. Szynkowski obsługiwał około 1300 wiernych w jednym niewielkim kościele w Niezabyszewie, zbudowanym przez jego poprzednika w 1857 r. Formalnie do 1931 r. proboszcz niezabyszewski był również zwierzchnikiem parafii w Tuchomiu, w której rezydował podległy mu wikariusz lokalny.
W takich warunkach ks. Szynkowski energicznie przystąpił do pracy. Pierwszą poczynioną inwestycją był remont plebani, a już w 1911 r. przystąpił on do pierwszej rozbudowy miejscowego kościoła, dobudowując drugą zakrystię od strony północnej i przedsionek (kruchtę) od strony zachodniej. Wkrótce wybudował też nowy dom bliźniaczy dla dzierżawcy i deputanta (obecnie w posiadaniu pp. Kaniuków i Kapiszków), pracujących na ziemi kościelnej, obejmującej ponad 50 ha powierzchni. 
W 1915 r. proboszcz zakupił do kościoła nowe dwumanuowe organy z elbląskiej firmy „Witteck”, a w 1918 r. w Zittau (przy granicy z Czechami) dwa piękne witraże z wyobrażeniem piety i Gorejącego Serca Jezusa.
Po I wojnie światowej
W wyniku postanowień traktatu wersalskiego z 1919 r., kończącego I wojnę światową, ziemia bytowska pozostała w granicach Niemiec, co oddzieliło parafię w Niezabyszewie, wchodzącą w skład dekanatu lęborskiego, od jej dotychczasowej stolicy biskupiej w Pelplinie. W 1923 r. z oderwanych w ten sposób dekanatów utworzono administrację apostolską w Tucznie, którą w 1927 r. przeniesiono do Piły. Mocą bulli papieskiej z 1930 r. administrację tę przemianowano na Wolną Prałaturę w Pile.
Dom „Caritas”
W 1920 r. ks. Szynkowski własnym sumptem ufundował dom „Caritas”, do którego sprowadził 3 siostry zakonne ze Zgromadzenia Św. Katarzyny w Braniewie. Ich zadaniem była opieka nad starymi i samotnymi ludźmi, niesienie pomocy medycznej na terenie całej parafii oraz prowadzenie przedszkola dla dzieci z rodzin katolickich. W dwóch pokojach domu „Caritas” stale przebywało 6-7 starszych kobiet, którymi opiekowała się siostra Rajmunda. Przedszkole prowadzone było w dobudowanej salce (zbombardowanej w czasie ostatniej wojny), przez siostrę Idę Korczikowską. Ze starszą młodzieżą zakonnice organizowały przedstawienia teatralne.
Szkoła katolicka
Kolejną inwestycją proboszcza w Niezabyszewie w latach 1928-1929 była budowa osobnej katolickiej ośmioklasowej szkoły z niemieckim językiem wykładowym, do której sprowadzono dwóch nauczycieli: Richarda Betko (vel Betkow) ze Śląska i Romana Kudlińskiego z Berlina. 
Rok szkolny w tamtych czasach rozpoczynał się zawsze tydzień po Wielkanocy, a kończył tydzień przed tym świętem. W letnie niedziele proboszcz organizował dla dzieci wycieczki, które najczęściej docierały do gospodarstw pp. Orłowskich (obecnie Rudkowskich) na wybudowaniu zwanym Czwórka i pp. Lasków (obecnie Gajków) za jeziorem, gdzie częstowano je ciastem i herbatą. W ich trakcie organizowano gry, zabawy i konkursy, którym towarzyszył śpiew pieśni ludowych i religijnych. 
Szkoła działała do 1938 r., kiedy to w myśl postanowień władz hitlerowskich zlikwidowano w III Rzeszy szkolnictwo wyznaniowe. To posunięcie władz wywołało ostry protest rodziców oraz strajk dzieci, który zakończył się aresztowaniem bardziej opornych rodziców. Dzieci katolickie zostały wówczas włączone do równoległych klas szkoły ewangelickiej, tworząc klasy mieszane wyznaniowo, które zostały rozmieszczone w obu budynkach szkolnych. 
Konflikty narodowościowe
Budowa szkoły zakończyła też pewien etap w pracy duszpasterskiej i życiu ks. Franciszka Szynkowskiego. Ten blisko 20-letni okres (1910-1929) charakteryzował się harmonijnym współżyciem między polskimi i niemieckimi parafianami. Tak przynajmniej odbierała go część ludności silnie zaangażowana w sprawę polską. Według niej ks. Szynkowski respektował dawne tradycje parafialne, odprawiając dwie msze w języku polskim, a trzecią w niemieckim. 
Z pewnością proboszcz niezabyszewski w tym czasie przyczyniał się do upowszechniania czytelnictwa polskich wydawnictw, sprowadzając „Przewodnik Katolicki”, „Gazetę Grudziądzką” i „Pielgrzyma”, a we współpracy z Towarzystwem Czytelni Ludowych założył pierwszą polską bibliotekę w Niezabyszewie. W czasach największego hitlerowskiego terroru książki te zostały ukryte na strychu plebani. Po II wojnie stały się one zaczynem polskiej biblioteki szkolnej, o czym pisał w kronice szkoły w Niezabyszewie jej pierwszy nauczyciel i kierownik Bernard Chwalczewski.
W latach 1918-1920 ks. Szynkowski miał pomocnika w osobie wikarego Wojciecha Chamier-Gliszczyńskiego (1876-1931), który głosił w Niezabyszewie polskie kazania i był inspiratorem licznych polskich akcji, wpływając na rozbudzenie aktywności narodowej wśród Kaszubów. Angażował się w sprawie przyłączenia ziemi bytowskiej do Polski w 1920 r. W tym czasie ks. Szynkowski starł się nie uznawać prymatu ani Niemców, ani Polaków. 
Zasadnicze zmiany w pracy duszpasterskiej nastąpiły w latach 30. XX w., co niewątpliwie związane było z dojściem do władzy Hitlera i wzrostem nastrojów nacjonalistycznych. Z raportu wicekonsula polskiego w Szczecinie wynika, że jeszcze w 1927 r. ks. Szynkowski sprzeciwiał się zwiększeniu liczby nabożeństw niemieckich. Jednak w 1932 r. zmniejszono liczbę polskich nabożeństw z dwóch do jednego w miesiącu. Wszystko wskazuje na to, iż decyzja ta była wynikiem nacisków władz niemieckich na księdza.
Wiele niepochlebnych opinii o ks. Szynkowskim ma swoje źródło właśnie w okresie lat 30. XX w., dodajmy okresie najtrudniejszym dla polskości i katolicyzmu w Niemczech. Sformułował je m.in. Władysław Wach, autor książki „Na kaszubskim szańcu” (1968), opierający się na wspomnieniach rodziny Styp-Rekowskich z Płotowa. Pisał on jakoby ks. Szynkowski „Rozłożył proces germanizacji parafii na długie lata... [oraz, że] dążył bardzo powoli i oględnie, niemniej systematycznie do wzmocnienia żywiołu niemieckiego, m.in. poprzez wprowadzenie Niemców do dozoru kościelnego...” W świetle źródeł zarzut ten wydaje się jak najbardziej bezpodstawny. W 1934 r. w skład zarządu kościelnego wchodzili: Jan Wirkus i Bernard Paschke z Płotowa, Michał Drzewicki i Kazimierz Lietz z Niezabyszewa, Franciszek v. Trzebiatowski, Robert v. Kuick i Józef v. Pałubicki z Rekowa, Robert Cybula z Sierżna, Bernhard Klement z Dąbrówki oraz młynarz Johannes Schäfer z Niezabyszewa-Borui. Jedynie dwóch ostatnich to Niemcy, a reszta z pewnością była Kaszubami. W. Wach pisał też, że „był niby zawsze z ludem kaszubskim, ale nim nie przewodził, nie zajmował pierwszego miejsca, raczej niosła go fala życia codziennego, nie miał porywów, nie był marzycielem. Patrzył tylko na fakty, rozglądał się wokół siebie i zawsze potrafił wycofać się w porę... Jednał sympatię parafian jako proboszcz, ale było w jego postępowaniu coś, co odpychało go od Polaków, a nie spajało z Niemcami, matka Niemka musiała wywrzeć na umysłowość syna znaczny wpływ, który przebijał się w jego postawie przez całą duszpasterską działalność. Ta postawa przesądziła, że Polacy uważali go za Niemca, a Niemcy umieścili go na liście niebezpiecznych działaczy, których w momencie zagrożenia państwa należy unieszkodliwić...” Dodajmy, iż chodzi tu o listę z 1938 r., na której nazwisko niezabyszewskiego proboszcza znalazło się, wśród 27 innych osób z powiatu bytowskiego, przeznaczonych do wysiedlenia.
Należy pamiętać, iż W. Wach pisał swą książkę w latach, kiedy nikt, prócz może biskupów polskich, głośno nie mówił o pojednaniu polsko-niemieckim, a okrucieństwa Niemców wobec Polaków z czasów wojny wciąż wywoływały bolesne wspomnienia. 
Kiedy w 1995 r. na łamach „Kuriera Bytowskiego”, w artykule „Kapłani kościoła w Niezabyszewie i Tuchomiu” jego autor (K.W.) zacytował opinię W. Wacha, wywołało to prawdziwe wzburzenie wśród dawnych parafian ks. Szynkowskiego. Urszula Mączka w odpowiedzi i obronie niezabyszewskiego proboszcza napisała wówczas, iż: „wykazywał się [on] nie tylko akceptacją i zrozumieniem Kaszubów, ale również ludności wyznania ewangelickiego, w pełnym zrozumieniu ekumenizmu, służąc wszystkim mieszkańcom... Ks. Szynkowskiemu przypadło pracować w wyjątkowo trudnej sytuacji społeczno-politycznej. Kontynuował jednak dawne tradycje i sprowadzał dla Kaszubów polskie modlitewniki, katechizmy i śpiewniki... [Dzięki niemu] w Niezabyszewie w ostatnią niedzielę sierpnia 1939 r. podczas nabożeństwa kobiety i dzieci śpiewały polskie pieśni. Można się zastanowić nad datą i nad tym, że rzecz działa się tutaj, nie pod okupacją, lecz w państwie niemieckim, którego wojsko maszerowało w kierunku Polski”. 
Rozbudowa kościoła
Stały wzrost liczby parafian (w 1933 r. 1387 dusz) zmusił ks. Franciszka Szynkowskiego do podjęcia decyzji o dalszej rozbudowie kościoła parafialnego. Główne prace budowlane trwały w latach 1932-1933. Jednak już dużo wcześniej zaczęto gromadzić materiał budowlany, którym był głownie polny kamień. W niejednej rodzinie przetrwała pamięć o jego zbieraniu i rozbijaniu oraz zwożeniu na plac budowy. Pryzmę kamieni przed kościołem widać już na pocztówce z początku lat 20. XX w., co świadczyło o tym, iż ks. Szynkowski dosyć wcześnie zaplanował rozbudowę świątyni. 
W pierwszym etapie prac zburzono niedawno dobudowaną kruchtę oraz ścianę szczytową z niewielkim sygnarkiem zwieńczonym krzyżem. Natomiast prace ziemne poprzedziła ekshumacja i ponowny pochówek kości ludzkich, gdyż cały teren przykościelny był najstarszym chrześcijańskim cmentarzem w Niezabyszewie. W wyniku rozbudowy przedłużono nawę kościoła, która od południa zyskała 3 dodatkowe okna, zaś od północy 2 okna i wieżę zwieńczoną wiatrowskazem z datą „1933”. Nowa część nawy została podpiwniczona, celem założenia ogrzewania. W wieży umieszczono 4 dzwony, zakupione przez proboszcza jeszcze w 1923 r., które przeniesiono z drewnianej dzwonnicy, usytuowanej po lewej stronie bramy wjazdowej na teren przykościelny. 
W czasie najważniejszych prac budowlanych msze św. odbywały się w niezamieszkałej wówczas organistówce (obecnie dom pp. Wojciechowskich). Po zakończeniu najcięższych robót, ks. Szynkowski rozpoczął odprawianie mszy św. w kościele. Najstarsi mieszkańcy pamiętają, że początkowo w świątyni stało się na piasku. Z czasem dopiero założono kafelki i zakupiono nowe ławki (ponoć stare były nieco wyższe). W tym też czasie zamiast drewnianego, wokół kościoła (od strony ulicy i sali wiejskiej) pojawiło się kamienne ogrodzenie. Przypuszczalnie wtedy też zdołano wykonać napisy i polichromie drewnianego sufitu.
Uhonorowanie zasług
Poświęcenie rozbudowanej świątyni nastąpiło w 1934 r. (przypuszczalnie 28 maja), gdyż według dokumentów wówczas odbyła się wizytacja parafii. Wizytacji i konsekracji kościoła dokonał prałat pilski ks. dr Franz Hartz. Wkrótce po tym wydarzeniu ks. Franciszek Szynkowski otrzymał tytuł radcy duchownego, który był niewątpliwie uhonorowaniem jego dotychczasowych zasług dla Kościoła.
Również w następnym roku parafia przeżyła wielką i huczną uroczystość – 25-lecie posługi duszpasterskiej ks. Franciszka Szynkowskiego w Niezabyszewie. Rocznica ta przypadała na maj, jednak ks. Szynkowski przeniósł jej obchody na czwartek 13.06.1935 r., łącząc je z konferencją dekanalną. W środowy wieczór poprzedzający uroczystość, na sali wiejskiej należącej do Anny Stoltmann, odbył się występ artystyczny dzieci, przygotowany przez nauczyciela Richarda Betkow. Dziennikarz bytowskiej gazety zwrócił wówczas szczególną uwagę na śpiew chóru dziecięcego i wiersz wyrecytowany na cześć ks. Szynkowskiego przez ucznia Edmunda Laskę z Niezabyszewa. Właściwe uroczystości rozpoczęły się następnego dnia o godz. 9. rano mszą św., w której uczestniczyło 14 księży, m.in. prałat Hartz, dziekan i proboszcz lęborski ks. dr Paul Borschki, proboszczowie: bytowski ks. Walter Genge, tuchomski Juliusz Bistram i ugoski Józef Weilandt, który tłumaczył wszystkie przemowy na język polski. W trakcie uroczystości prałat Hartz ogłosił z ambony, iż ks. Borschki, ze względu na swój podeszły wiek, zrezygnował z funkcji dziekana, a jego następcą w wyniku ustaleń konferencji został ks. Franciszek Szynkowski. Obchody srebrnego jubileuszu zakończyły się procesją do plebani, podczas której dziewczynki sypały kwiaty. Tam odbyła się prywatna część uroczystości, w której udział wzięli również miejscowi ewangelicy: wójt (Amtsvorsteher) Julius Rieck i pastor Hoheisel.
Otrzymanie tytułu radcy duchownego i urzędu dziekana było dla ks. Szynkowskiego niewątpliwym wyróżnieniem i spełnieniem jego osobistych ambicji. Parafianie pamiętają, iż od tego momentu ich proboszcz lubił (a czasami wymagał), aby zwracano się do niego per „księże dziekanie” (Herr Dekan). Jednocześnie podkreślają jego skromność względem „dóbr doczesnych”. 
Ostatnie inwestycje
W 1936 r. z inicjatywy ks. dziekana dokonano odnowienia ołtarzy, polegającego na ich odmalowaniu i pozłoceniu. W tym czasie pozłocono również ambonę i balustradę. Po tej inwestycji ks. Szynkowski założył ogrzewanie w kościele.
Następnym zadaniem, jakie postawił sobie proboszcz niezabyszewski była budowa kościoła filialnego w Rekowie, gdzie mieszkało najwięcej katolików w całej parafii. Zgodę na budowę uzyskał krótko przed wybuchem wojny, która jednak zaprzepaściła ten plan.
II wojna światowa
W latach II wojny światowej ks. Franciszek Szynkowski był jednym z nielicznych kapłanów na Pograniczu, który spowiadał w języku polskim, nie tylko miejscową ludność, ale przybywającą także licznie w tym celu z sąsiednich powiatów: kościerskiego, kartuskiego i chojnickiego. Mimo zakazu, opieką duszpasterską objął także polskich robotników przymusowych, dla których odprawiał co jakiś czas w niedziele, późnymi wieczorami, przy zaciemnionym kościele msze św.
Na początku wojny czynił również starania o zwolnienie członków rodziny Styp-Rekowskich z Płotowa, którzy za działalność polonijną trafili do obozów koncentracyjnych. Kiedy przychodził do matki tej rodziny (Weroniki Styp-Rekowskiej) ze słowami otuchy i rady, zawsze używał języka polskiego, co było bardzo ryzykowne.  
Czas wojny nie sprzyjał organizowaniu większych przedsięwzięć, jednak proboszcz niezabyszewski pamiętał o ważnych rocznicach. Jedną z ostatnich uroczystości, której inicjatorem był ks. Szynkowski było uczczenie 550-lecia parafii niezabyszewskiej w 1943 r. W jedną z niedziel tego roku ks. dziekan odprawił uroczystą sumę, na której wspomniał o historii parafii. Wtedy też pojawiły się na ołtarzu głównym dwie tabliczki z datami „1393” i „1943”, które zdjęto dopiero wiele lat po wojnie.
Ewakuacja 
Rozkaz ewakuacji mieszkańcy Niezabyszewa otrzymali w poniedziałek 5.03.1945 r. Niezabyszewianie pamiętają, że do samego końca proboszcz odprawiał co wieczór nabożeństwa różańcowe w intencji pokoju, w których prócz parafian, uczestniczyło wielu żołnierzy niemieckich, stacjonujących w tym czasie we wsi. Wiadomo również, iż początkowo nie chciał opuścić swego miejsca zamieszkania, jednak zmusili go do tego żołnierze Wehrmachtu. Faktem jest, że 26.02.1945 r. był jeszcze w Niezabyszewie, gdyż tego dnia odprawił pogrzeb 35-letniej Klary Puzdrowskiej z d. Pelowskiej, pochodzącej z Niezabyszewa bytowianki, która 6 dni wcześniej zginęła podczas bombardowania miasta. Nie ma też pewności czy proboszcz opuścił parafię 5 marca, czy też wcześniej. Prawdopodobnie w niedzielę 4 marca odprawił jeszcze nabożeństwo. Ludzie bardziej zapamiętali chaos i strach jaki wówczas panował przed nadciągającym frontem.
Tragedia w Lęborku
Podczas ewakuacji ks. Szynkowski z rodziną swej siostry i przyjaciółmi dotarł do Lęborka. Zatrzymał się w miejscowej plebani u tamtejszego proboszcza ks. dr. Kurta Heinricha, a ponieważ posiadała ona solidną konstrukcję, w jej piwnicach schroniło się jeszcze około 50 innych osób. Do rogatek Lęborka wojska rosyjskie dotarły w sobotę 10.03.1945 r. Zanim wojsko wkroczyło do miasta, księża Szynkowski, Heinrich i Robert König odprawili mszę św. w piwnicy dla zebranych tam osób. 
Dalsze wydarzenia znane są z relacji ks. Heinricha, który po wojnie został proboszczem w Teltow k. Berlina. Wspominał on, iż w piwnicy panowała atmosfera jak w katakumbach, a wszyscy wierni przystąpili do komunii św. Pierwsze patrole wojsk rosyjskich pojawiły się w mieście około południa, a około godz. 15. na podwórze plebanijne przybył czerwonoarmista, który zażądał koni. Ponieważ w obejściu nie było koni, ks. Heinrich wskazał mu na stojący niesprawny samochód. To nie zadowoliło żołnierza, który następnie w towarzystwie swego kompana wszedł do plebani. W chwilę później dołączyło do nich jeszcze dwóch innych żołnierzy. Zaczęli oni wydawać liczne polecenia, których nikt do końca nie mógł zrozumieć, a ich niewykonanie za każdym razem groziło rozstrzelaniem.
W kuchni plebani żołnierze próbowali nakłaniać młode dziewczyny do picia alkoholu, a ponieważ odmówiły, zaczęli je nagabywać. Jedną z nich była siostrzenica ks. Szynkowskiego, a drugą gospodyni ks. Heinricha. Ratunku szukały one w ucieczce do jadalni, gdzie zamieszkiwał dziekan, jego siostra z rodziną oraz jego przyjaciel, bytowski radca prawny Heyduck z żoną. Łącznie w pokoju było 18 osób, gdyż prócz nich były tam jeszcze inne kobiety i dzieci z parafii niezabyszewskiej. W jadalni żołnierze bijąc kolbą karabinu i kopiąc nogami w dalszym ciągu usiłowali zgwałcić dziewczyny. W pozostałe osoby żołnierze wymierzyli broń i zagrozili rozstrzelaniem. Tego widoku nie wytrzymał ks. Szynkowski, który głośno zaprotestował wobec poczynań czerwonoarmistów. Żołnierz, zapewne nie rozumiejąc jego słów, podszedł do niego i uderzył go kolbą karabinu. Na to niektóre osoby zaczęły prosić ks. dziekana by milczał, aby nie rozdrażniać żołnierzy. Następnie ów żołnierz zapowiedział, że wszystkich rozstrzela, po czym zwrócił się do kobiet z małymi dziećmi, aby wyszły, a na koniec wziął klucz i zamknął drzwi do pokoju. W tym momencie ks. Szynkowski udzielił zebranym rozgrzeszenia i odpustu na wypadek śmierci oraz odmówił egzorcyzmy. Po zamknięciu drzwi żołnierz powtórnie usiłował zgwałcić siostrzenicę dziekana, ale podczas szarpaniny z nią, z jego karabinu padł przypadkowy strzał, który zranił go w nogę. Po wyjściu rannego żołnierza, drugi czerwonoarmista wrzucił do pokoju granat zapalający, od którego zajęły się firanki. W całym tym zamieszaniu udało się uciec kilku osobom. Nie wiadomo dokładnie co potem wydarzyło się na plebani. Po powrocie świadek tych wydarzeń zastał w jadalni zwłoki siedmiu porozrzucanych w nieładzie osób, które prawdopodobnie próbowały się schronić jedna za drugą przed strzałami z karabinu. Wśród zamordowanych byli ks. dziekan, jego siostra Jadwiga, szwagier Leon i dwie siostrzenice Cecylia i Agnieszka Krefftowie, ks. König oraz radca Heyduck. W sąsiednim pokoju znaleziono ciało zgwałconej i zamordowanej 16-letniej mieszkanki Rekowa. 
Trzy pogrzeby ks. dziekana 
Ciała ofiar leżały na miejscu zbrodni przez 14 dni, po czym rosyjskie władze wojskowe wydały zezwolenie na ich pochówek w masowym grobie na terenie ogródka parafialnego. Chrześcijański pogrzeb ofiar, po uprzedniej ekshumacji, odbył się 5.06.1945 r. na cmentarzu parafialnym w Lęborku.
Latem 1945 r. do Niezabyszewa wrócił z wojny siostrzeniec ks. Szynkowskiego Tadeusz Henryk Krefft, który objął posadę w zarządzie miejskim w Bytowie. Wkrótce rozpoczął on usilne starania o powtórną ekshumację zwłok ks. dziekana i sprowadzenie ich do Niezabyszewa. Jak sam napisał, bardzo pomogli mu w tym wójt Stanisław Sosnowski, komendant MO Stefan Kulas i sołtys Graczyk, natomiast samym przewiezieniem zwłok z Lęborka zajęli się milicjant Lakowski i 76-letni J. v. Pałubicki (przypuszczalnie Józef) z Rekowa. Do Niezabyszewa dojechali w niedzielę 2.09.1945 r. Na podwórzu przed plebanią otwarto trumnę, aby parafianie mogli pożegnać swego duszpasterza, poczym wniesiono ją do plebani, gdzie przez całą noc odbywały się modlitwy (tzw. pusta noc). Następnego dnia o godzinie 9.30 odbyły się „uroczyste wigilie”, a o 10. żałobna msza św., koncelebrowana przez kilku księży. Po mszy trumnę z ciałem ks. Franciszka Szynkowskiego złożono do grobu „na honorowym miejscu przy kościele, w którym przepracował 34 lata”. 
*   *   *
Parafianie zapamiętali go przede wszystkim jako dobrego, skromnego i pobożnego kapłana oraz wymagającego wobec siebie i innych. Dodają też, że „jako spowiednik był wyrozumiały, a swymi naukami docierał do głębi serca każdego penitenta”. Będąc gorliwym czcicielem Matki Bożej, dużą wagę przywiązywał do kół i nabożeństw różańcowych. Do końca życia wędrował pieszo do najodleglejszych zakątków swojej parafii, pokonując nieraz 10 km drogi. Największe swoje osobiste wydatki przeznaczał na „ukochane książki”. Należy podkreślić, że obdarowywał nimi (przede wszystkim Biblią) również swoich parafian.
Nie bez znaczenia na ocenę jego pracy duszpasterskiej ma fakt, iż jedyne dwa powołania kapłańskie z parafii niezabyszewskiej, w ciągu całej jej historii, miały miejsce właśnie za czasów proboszcza Szynkowskiego. Księżmi tymi byli Józef Styp-Rekowski z Płotowa i Jan Trzebiatowski z Niezabyszewa. 
Obarczanie winą za postępy germanizacji w parafii w czasach hitlerowskich wyłącznie ks. Szynkowskiego wydaje się co najmniej niestosowne. Z dzisiejszego punktu widzenia trudno krytykować go za chęć nieangażowania się w ówczesną politykę, gdyż łączyło się to za każdym razem z wyraźnym opowiedzeniem po którejś ze stron. Tego zapewne chciał uniknąć za wszelką cenę, gdyż sam posiadał podwójną tożsamość. Był typowym przedstawicielem pogranicza. Przypuszczalnie wierzył w możliwość pokojowego współżycia Polaków i Niemców. Z jego zachowanych notatek (kazań i katechez) jasno wynika, iż na pierwszym miejscu stawiał duszpasterstwo. Dziś mógłby być patronem pojednania polsko-niemieckiego, o którym w ostatnim czasie jakby zapomniano. 
Tomasz Rembalski

Share by: